Dzisiaj recenzja ich masła do ciała z masłem shea i olejkiem arganowym o zapachu zielonej herbaty.
Balsam mieści się w plastikowym słoiczku, w którym jest go zaledwie 100 ml. Wydaje się niewiele jednak jest on bardzo wydajny.
Konsystencja mocno mnie zaskoczyła, mimo, że wiedziałam, że masło shea jest zwarte i mocno zbite. Tutaj jest wręcz twarde i jakby sypkie. Niełatwe w nałożeniu, nie rozpuszcza się szybko pod wpływem ciepła dłoni. Oporne i podczas aplikacji trzeba się nieźle natrudzić. Po pierwszym razie, tuż po nałożeniu go (a zajęło mi to 15 minut) uznałam, że to pierwszy i ostatni raz z nim.
Balsam w dodatku mocno natłuszcza skórę, pozostawia tłustą warstwę.
Wszystko to czego nie lubię... Jednak ma on tyle zalet, że wyżej wymienione wady łatwo mu wybaczyć, bądź przeobrazić w zalety, jednak o tym na końcu tej recenzji.
Z trzech powodów pokochałam ten balsam. Pierwszym z nich jest zapach - prześliczny aromat zielonej herbaty, choć ja tu jeszcze wyczuwam woń białych kwiatów z dużą nutą świeżości.
Piękny zapach, który niezwykle umila wieczorne, domowe SPA.
Drugim i najważniejszym powodem jest działanie.
Jeszcze tak miękkiej, gładkiej, odżywionej skóry nie miałam po żadnym kosmetyku do ciała.
Już po pierwszej aplikacji zauważyłam ogromną różnicę między zwykłymi, drogeryjnymi balsamami do ciała a tym od Nacomi.
Skóra pozostaje dogłębnie nawilżona i zregenerowana. Wszelkie ranki czy podrażnienia po depilacji znikają błyskawicznie.
Zauważyłam też świetne działanie na rozstępach, które ładnie rozjaśniały.
Skóra zyskała na jędrności, stała się też bardziej elastyczna, niesamowicie gładka i przyjemna w dotyku.
Balsam pięknie zmiękcza blizny, które goją się jeszcze szybciej, stając się z dnia na dzień coraz mniej widoczne.
Istna magia, a to przecież tylko (i aż) balsam do ciała.
Na ogromny plus także piękny, króciutki skład:
Bez zbędnej chemii, cztery składniki na krzyż: masło shea, olejek arganowy, witamina E i zapach.
Niewiele trzeba do nawilżenia, zregenerowania i zmiękczenia skóry, prawda?
Na początku narzekałam, że balsam ciężko się aplikuje. Po pierwszym razie miałam go dość, jednak z każdym kolejnym użyciem uznałam to za duży plus, ponieważ wykonujemy przy tym większy, dogłębniejszy masaż skóry. Poprawiamy ukrwienie, krążenie. Balsam wtedy lepiej się wchłania, mając okazję jeszcze lepiej zregenerować skórę. Ale i nasze mięśnie stają się bardziej rozluźnione, a my przy tym bardziej zrelaksowani i wypoczęci. Nie ma nic lepszego po ciężkim, męczącym dniu. Szczególnie, że dodatkowo cały zabieg umila nam prześliczny, niemęczący zapach.
Cena: 17,80 zł.
Dostępność: m.in. Nacomi.pl
Balsam Nacomi na tyle polubiłam, że zaopatrzyłam się już w kolejne opakowania.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, że takie maleństwo może tak wiele zdziałać.
Marka Nacomi na pewno już na stałe zagościła w mojej kosmetyczce, a i Wam polecam, szczególnie, jeśli nie miałyście do czynienia z nimi.
Składy zachęcają, ceny także są bardzo przystępne. Ino testować ;)
chętnie poznam, bo ich masło shea jest super extra ;p
OdpowiedzUsuńod jakiegoś czasu jest na mojej wishliście :)
OdpowiedzUsuńMiałam podobny balsam, ale rozsmarowanie przyprawiało mnie o siwiznę :) Mimo to, chętnie wypróbuję, moja skóra lubi takie składy :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej firmy, ale myślę, że warto to zmienić:)
OdpowiedzUsuńSkład jest naprawdę mini :))
OdpowiedzUsuńO ja <3 Muszę go kupić, wpisuję na listę :)
OdpowiedzUsuńmiałam go kiedyś, fantastyczny gęsty bogaty kosmetyk, teraz używam musu ciasteczkowego, który pachnie nieziemsko.
OdpowiedzUsuńSkoro tak dobrze działa, to muszę się nim zainteresować ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Nacomi, mam to masło
OdpowiedzUsuńRewelacyjny skład :)
OdpowiedzUsuńSkład super, ale chyba nie chciałoby mi się go smarować, skoro ma taką konsystencję :)
OdpowiedzUsuń