Spośród wszystkich kosmetyków kolorowych szczególną słabość mam do cieni do powiek. Uwielbiam magię kolorów, można z nimi stworzyć cudowne makijaże, a możliwości już przy kilku kolorach są setki a co dopiero wtedy kiedy jest ich np. 33. W ofercie Feerie Celeste pojawiło się właśnie aż tyle cieni prasowanych, w dodatku aż w 4 wykończeniach: klasyczne maty, perłowe, metaliczne i niezwykle magiczne opalizujące.
Wśród mojej mocno kolorowej kolekcji cieni brakowało mi prasowanych cieni ze świetnym składem.
Choć nie narzekałam na sypkie, mineralne cienie to jednak z biegiem czasu coraz bardziej cenię poświęcony na makijaż czas i po prostu z prasowanymi produktami idzie dużo szybciej.
Skład cieni Feerie Celeste jest naturalny, bezpieczny dla alergików, ale nie tylko. Doceni to każda fanka naturalnej kolorówki.
Każdy z cieni ma pojemność 1,2 g. Zamknięte są w refillowych opakowaniach, są jednak na tyle piękne, trwałe i wygodne w użytkowaniu, że nie ma przymusu przełożenia ich do palety magnetycznej. Spokojnie można używać z refillowego opakowania bez obawy o zniszczenie produktu.
Dostępne mamy aż 4 różne wykończenia cieni. Wszystkie są piękne, ale w szczególności moje srocze serce zdobyły opalizujące. Są takie tylko 4 które cudownie mienią się różnymi kolorami. Moim faworytem jest 'Figgy Fairy' mieniący się na błękitno, fioletowo, troszkę różowo, zaś jego bazą jest brąz w ciepłym odcieniu. Dla fanek złota z zielenią są dwa kolory: 'Magical Grassland' ciepły złoto-zielony z brązem oraz 'Butterfly from the Wilderness' złotko z zielenią, ale mieniący się jeszcze niebieskimi, fioletowymi i różowymi drobinkami na bazie ciemnego złotego odcienia brązu. 'Rose on the Desert Fairy' to piękne złoto w ciepłym odcieniu z różowymi drobinkami.
Cienie z serii OPALESCENT to typowe toppery, najpiękniej prezentują się nałożone na inny cień, choć solo także wyglądają cudownie. Dzięki ich wielowymiarowości z każdym innym 'podkładem' prezentują się inaczej. Uwielbiam je nie tylko nakładać na ciemne matowe cienie, ale także choćby na białą, miękką kredkę lub klasyczną czarną. Z każdego jednego cienia opalizującego stworzymy piękne makijaże dzienne i wieczorowe.
Perłowe FROSTED PEARL cienie zaś występują tylko w dwóch kolorach, ale jak to mówią... jak coś jest ładne to nie musi być dużo ;)))
'Lychee Scale' to prześliczny odcień łupinki liczi lub prościej coś w stylu szampańskiego odcienia w ciepłym, delikatnie morelowym odcieniu. Bardzo ładny kolor, z gatunku klasycznych, który powinien znaleźć się w każdej kosmetyczce. Idealnie podkreśla niebieską i zieloną tęczówkę i sam jeden potrafi 'zrobić' makijaż.
'Sophisticated Beige' to jeden z najbardziej błyszczących cieni w kolekcji. Klasyczna perełka z beżowym tonem. Idealny do rozjaśniania, rozświetlania kącików oczu czy łuku brwiowego.
Metaliczne
PIGMENTALLIC to kolekcja 12 cieni do powiek, bardzo mocno napigmentowanych z niezwykle ciekawą fakturą.
Mam tutaj kilka ulubieńców, jak choćby 'Glipmse of Sunshine', 'Refulgent Gold', 'Glass of Rose Wine' i 'Peach Gold', które bardzo często nakładam na powiekę solo delikatnie tylko przyciemniając linię rzęs. Te cienie same w sobie są tak piękne, że nie potrzeba dużych umiejętności w tworzeniu makijażu.
Mają bardzo przyjemną, lekką, "miękką" konsystencję, z łatwością się aplikują (polecam pędzle z włosiem syntetycznym). Prześlicznie się mienią. I nie zliczę ile komplementów dzięki nim zdobyłam - a zawsze były to najprostsze makijaże z cieniem 'solo'.
Ta seria cieni wymaga użycia bazy pod cienie, inaczej niestety zbierają się w załamaniach (mam tłuste powieki).
ROYAL MATTE to cudowna kolekcja 15 odcieni matowych cieni. O ile metaliczne mnie tak nie zaskoczyły tak matowe bardzo. Kiedyś używałam tylko perłowych, metalicznych cieni - są po prostu wg mnie łatwiejsze w aplikacji, mniej wymagające. Unikałam matów latami, jednak z czasem nauczyłam się nimi malować jak na moje amatorskie "zdolności".
Matowe cienie Feerie Celeste pokochałam od razu. Nie sposób inaczej. Mają bardzo aksamitną konsystencję. Taka mięciutka, puchata (nie mylić z pyleniem itp., chodzi mi o to jak się rozcierają i jak delikatne są na powiekach). Nie pylą wcale, w krążku są mocno sprasowane. Pięknie trzymają się pędzli (każdych, zarówno tych syntetycznych jak i naturalnych).
Rozcieranie ich, blendowanie to czysta przyjemność. Zero pylenia. Kilka ruchów pędzlem i mamy piękną chmurkę koloru. Mają niesamowitą pigmentację, co widać na swatchach (każdy jeden kolor nakładałam na sucho dosłownie lekko dotykając skóry). Mimo tej świetnej pigmentacji nie stworzymy na powiekach plam. Tak łatwo jeszcze żadnych cieni mi się nie nakładało. Aksamitne, delikatne, naprawdę bardzo wdzięczne w aplikacji i każda jedna osoba sobie poradzi, nawet początkująca.
Z cieniami Feerie Celeste nie można popsuć makijażu :))
Do matowych cieni nie potrzeba bazy pod cienie, mają świetną trwałość i spokojnie od momentu aplikacji do demakijażu (u mnie średnio 12 godzin) prezentowały się tak samo ładnie. Nie tracą na intensywności w ciągu dnia, nawet w upalne dni. Przez ponad pół roku przetestowałam je w każdych warunkach pogodowych i spisały się na medal.
Kocham tą paletę barw. Niby najprostsze bazowe kolory, ale w codziennym makijażu każdy jeden cień sprawdza się u mnie cudownie. Kolory ładnie ze sobą współgrają.
Lubię eksperymentować z kolorami, łącząc czasami niekoniecznie pasujące do siebie odcienie, jednak tutaj nawet róż z zielenią pięknie się łączą tworząc niebanalny makijaż.
Wśród matowych cieni ciężko mi wybrać nawet ulubieńców, używam każdy jeden kolor, codziennie tworząc coś nowego. Jednak gdybym miała polecić coś na dobry początek to zdecydowanie 'Drop of Cappuccino' - delikatny brąz w ciepłym odcieniu który używam często nad ruchomą powieką (na zmianę z 'Coral Dust' który jest pięknym łososiowym różem). I właśnie zawsze jeden z tych dwóch cieni zawsze jest w moim makijażu.
'Eggplant Touch' cudowny bakłażan, niebanalny kolor, który sprawdzi się przy każdym kolorze tęczówki, podobnie jak 'Sip of Burgundy' który ma cieplejszy odcień, burgundowy. Choć miałam już setki cieni w przeróżnych barwach tak jeszcze nie spotkałam się z tak pięknym bakłażanem i burgundem.
Każdy z tych odcieni jest wyjątkowy. Bardzo spodobała mi się paleta barw i różne wykończenia. Przyznaję, że nie do wszystkich kolorów byłam przekonana, ale po ich użyciu szybko zmieniłam zdanie i część z nich jest moim faworytem.
W palecie Feerie Celeste, którą upolowałam w dniu premiery zmieściły mi się prawie wszystkie cienie z palety. Tylko 3 z nich nie weszły.
I jest to zdecydowanie najczęściej używana przeze mnie paleta.
Makijaże z cieniami Feerie Celeste w akcji:
Jedyne czego mi brakuje w kolekcji tych cieni to fioletów w chłodnej tonacji, ciemnych i jasnych. Ale mam nadzieję, że wkrótce rodzinka prasowanych cieni do powiek Feerie Celeste powiększy się.
Bazowe kolory są idealne, czas więc na troszkę więcej kolorów :)) I jeszcze więcej opalizujących cieni, które są magiczne.
Cienie dostępne są na stronie producenta
Pixie Cosmetics.
Ciekawa jestem czy używaliście już cieni do powiek Feerie Celeste?
Jakie wykończenie lubicie? Połyskujące metaliczne, opalizujące czy klasyczne maty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz